wtorek, 14 kwietnia 2009

Z. Morsztyn - Duma Niewolnicza

Ja śpiewam, chociaż biedy
Zgoła, mizernego,
Ogarnęły mię wszędy,
Więźnia ubogiego,
Choć, nieszczęśliwy,
Ledwiem już żywy.
Śpiewam ci, ale moje
Serce bez przestania
Ciężkie ma niepokoje,
Gdy częste wzdychania
Trapiąc mą duszę
Wylewać muszę.
Ja śpiewam, choć ojczyzna,
Matka utrapiona,
Ona tak kiedyś żyzna,
Tak niezwyciężona,
Nagle upada,
Szwed ją podsiada.
Śpiewam ci, lecz me pieśni
Tylko faunowie
I satyrowie leśni
Po głuchej dąbrowie
Niechaj śpiewają
A narzekają.
Ja śpiewam, a potoki
Z krwie polskiej zbierają,
A dymy pod obłoki
Z miast i ze wsi wstają;
On kraj wesoły
Idzie w popioły.
Śpiewam ci, lecz nie skaczę,
Takie noty moje,
Jak matka rzewnie płacze,
Kiedy widzi swoje
Dzieci kochane
Ziemi oddane.
Ja śpiewam, a tak wiele
Braciej mych kochanych,
Jednych miecz w boju ściele,
Drugich, okowanych,
Równą mej dolą
Pędzą w niewolą.
Śpiewam ci jak Nijobe,
Gdy na dzieci ciała
I na swoje żałobę
Patrząc skamieniała,
I me, choć śpiewa,
Serce omdlewa.
Ja śpiewam, choć mizerną
Dolą swoje czuję,
Choć mam żałość niezmierną.
Choć nie upatruję
Końca niewoli,
Choć serce boli.
Śpiewam ci, lecz śpiewanie
Takie, które rodzi
Lamenty, narzekanie,
Krwawych łez powodzi,
W tak gorzkiej chwili
Bardziej rozkwili.
Ja śpiewam, a me kości
Skórą powleczone
Już wyschły od żałości,
Gdy Parki łakome
Nici zwijają,
Wiek mój skracają.
Śpiewam ci, lecz połykam
Łzy, jak więc troskliwy
Lamentuje pelikan,
Kiedy mu myśliwy
W zdradliwe sieci
Pozbiera dzieci.
Ja śpiewam, a mej głowie
Za leda przyczynę
Wisi na nitce zdrowie
Na każdą godzinę,
W każdym momencie
W tymem odmęcie.
Śpiewam ci, jako licha,
Gdy zbędzie lubego,
Synogarlica wzdycha
Towarzysza swego,
Po głuchym lesie
Troskę swą niesie.
Ja śpiewam, a me siły
Tak długim więżeniem
Już się cale zwątliły,
Żem już prawie cieniem,
Mną, gdy wiatr wieje,
Jak trzciną chwieje.
Śpiewam ci, lecz me głosy,
Głosy żałościwe,
Echo porannej rosy
Rozbija płaczliwe,
Gdy po dolinie
Dźwięk się rozwinie.
Ja śpiewam, choć o wodzie
I o samym chlebie
Trwać muszę w takim głodzie,
W tak ciężkiej potrzebie
Patrzę, azali
Kto się użali.
Śpiewam ci, lecz obfite
Z serca zranionego,
Co w nim były zakryte,
Kształtem dżdża ranego
Łzy wypadają,
Pieśń zalewają.
Ja śpiewam, chociem prawie
Od zimna srogiego
Skościał na gołej ławie
Bez posłania wszego.
Takie me wczasy
W tak ciężkie czasy.
Śpiewam ci, ale duszy,
Którą narzekanie,
Którą frasunek suszy,
Niemiłe śpiewanie.
Pieśń, którą śpiewam,
Łzami zalewam,
Ja śpiewam, a wyć trzeba
Na me przyjaciele.
Kiedym im dawał chleba,
Znało mię ich wiele.
Dziś im me chęci
Wyszły z pamięci.
Śpiewam ci, lecz kłopoty,
Których mię strapiły
Ustawiczne obroty,
Moje obróciły
Rymy radosne
W treny żałosne.
Ja śpiewam zakamiały,
A gdzież me dostatki?
Gdzie się wczasy podziały?
Już pono statki
Ogniem spalono,
Z ziemią zrówniono.
Śpiewam i śpiewać będę
Do kresu samego,
Póki na łódź nie wsiędę
Pławu ostatniego,
Gdy w blade cienie
Świat ten zamienię.
Śpiewam, anim w rozpaczy,
Choć w takiej ciężkości,
Bo o mnie wiedzieć raczy
Bóg mój z wysokości,
Co wszytko może,
Ten mnie wspomoże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz