wtorek, 14 kwietnia 2009
Z.Morsztyn - Pieśń w ucisku
Obrońco uciśnionych, Boże litościwy,
Usłysz krzyk sierot Twoich, usłysz płacz rzewliwy.
Ciężka krzywda, o Boże! Ty na Twojej ziemi
Wszytkich cierpisz, Twe słońce promieńmi jasnemi
Złych i dobrych oświeca. Twój deszcz kropi ziemię
Złych i dobrych pospołu, a tu ludzkie plemię,
Samo na się zajadłe, ciężko następuje
Na swych bliźnich i z Twojej ziemie ich ruguje,
Którąś przestroną stworzył, a my nie możemy
W niej żyć, choć że i dla nas stworzona jest, wiemy.
Ty zdawszy rządy królom, wolnowładny Panie,
Nad sercem i sumnieniem ludzkim panowanie
Sameś sobie zostawił, aleć się wdzierają
W Twe prawa i gwałtem je ludzie odbierają.
Zawsześmy-ć, o nasz Boże, żyli w uciśnieniu
K woli Twej prawdzie, k woli dobremu sumnieniu,
Zawsze ludzie na Twoje wyroki nie dbali,
Srodze biedne sieroty Twe prześladowali.
Lecz gdy teraz wzruszone prawie nawałności
Kłopotów, trosk, ucisków, nieznośnych ciężkości
Na niezdolne ramiona nasze się zwaliły
I do samej nas prawie ziemie przytłoczyły,
Pragnie duch nasz, ściśniony skrzydeł gołębice,
Żeby gdzie za ostatnie zalecieć granice
Okręgu świata abo żeby morskie wały
Na odległą od ludzi wyspę nas zagnały;
Choćby tam w nędzy, w głodzie, byle żyć w pokoju
I odpocząć też sobie po tak srogim boju;
Widzieć miłe braterstwo do kupy zebrane,
Po różnych świata tego kątach rozegnane.
Widziałeś, o nasz Boże, jako nam z ojczyzną
Ciężko się było żegnać, z ona ziemią żyzną,
Z krewnymi, z przyjacioły, z sąsiady dobrymi.
Ciężko się było rozstać z domkami własnymi,
Których nas okrucieństwo ludzkie pozbawiło
I na gorzkie tułactwo nędznych wyprawiło.
Drudzy zaś z nich uszedszy przed nieprzyjacioły,
Nie powróciwszy jeszcze na swoje popioły,
Z wygnaństwa na wygnaństwo poszli utrapieni,
Ze wszytkiego ubóstwa cale obnażeni.
A teraz w wioskach naszych rozciąga się drugi,
W nagrodzie za wojenne wziąwszy je zasługi,
Gdzie jako wilk drapieżny cudzym łupem tyje,
Łzy niezbożnik sieroce i krew szczyrą pije.
Insi zaś nas zdradziwszy, cośmy im dufali
I ustępując dobra nasze zapisali,
W nich się jako w własnościach swych rozpościerają,
A nam, z daleka patrząc, aż się serca krają,
W tułactwie, w nędzy, w głodzie i prawie w nagości
Ledwie już wytrzymane ponosząc ciężkości.
To Ty, o Boże, widzisz, Twoje płomieniste
Oko wszytko przegląda; widzisz oczewiste
Skrzywdzenie nasze, słyszysz głos, którym do Ciebie
Krzywda woła, o Sędzio mieszkający w niebie!
Widzisz, jako się ludzka złość wzmogła na ziemi,
Sprawiedliwość wygnana, a przecie Twojemi
Sądami nie nacierasz, o dziwna litości!
O, niepojęta ludzką myślą cierpliwości,
Jakiej z nami zażywasz! Zamknąłeś w prawicy
Twojej groźne pioruny, lecz hardzi złośnicy,
Gorsi z Twej folgi, wodze zlościom wyrzucają;
Twoje, o wieczny Stwórco, pomstę wyzywają,
Tak żeby już ułomność nasza zabłądziła
W myśli jakie wątpliwe, gdyby nie budziła
Coraz ufność ku Tobie mocnej w nas nadzieje,
Którą stwierdź sam, o Boże, niechaj się nie chwieje!
Mocną gruntowną wiarą niech temu dufamy,
Że chociaż tu wszytkiego o raz postradamy,
Chociaż nam i sam żywot weźmie ludzka siła,
Byle dusza na wieki zachowana była.
W przyście Syna Twojego, a jakież nagrody
Weźmiemy z ręki Jego za doczesne szkody,
Których z ciężarem chwały zrównane lekkości
Są jak moment do onej bez końca wieczności.
A lubo tak ojczyzna na nas niełaskawa
I ci, którzy sadzenia nas nie mieli prawa,
Bo im go z rak cni naszy przodkowie wyjęli
I srodze wiarą, cnotą, sumnieniem zaklęli,
Żeby tych świętych związków nigdy nie targali,
Które coraz przysięgą królowie stwierdzali,
Nic my im jednak za to nie życzymy złego,
I owszem, do świętego majestatu Twego
Modlimy się za nimi, będąc tej nadzieje,
Że po tej burzy jeszcze dobry wiatr zawieje
I że odmianę weźmie wyrok na nas srogi,
A my jeszcze ojczyste oglądamy progi.
Odpuść[że] i tym, Boże, którzy, chociaż sami
Na tej łódce gdzie indziej pływają też z nami,
Gdyśmy się na tym morzu burzliwym rozbili
I tego najbliższego brzegu uchwycili,
Znowu przeciwko ludziom wrodzonej litości
W też nas nazad wrzucają gwałtem nawałności,
Nie pozwalają ludziom chodzić po Twej ziemi.
Nie taka srogość między zwierzęty dzikiemi,
Jakiej my doznawamy, którzyśmy bogatą
Krwie świętej Chrystusowej kupieni zapłatą.
Ty, Boże, wiesz najlepiej, żeśmy nie zgrzeszyli
Nic przeciwko Twej ziemi, aleśmy życzyli
Wszytkiego jej dobrego. Słyszysz, wieczny Panie,
I teraz dzienne za nią i nocne wzdychanie,
Żeśmy też tu ostatki dóbr naszych strawili,
Żadnejeśmy im krzywdy tym nie uczynili,
Owszem, sami częstokroć będąc uszkodzeni
I od wielu mniej bacznych widomie skrzywdzeni,
Cierpliwieśmy przykrości wszytkie ponosili
I, żeśmy przychodniami, na tośmy pomnieli.
Ty-ć sam tułactwa nasze masz porachowane,
W Twe wiaderko wszytkie łzy nasze pozbierane;
Ty, badaczu serc ludzkich, wiesz, jak przenikają
Wskroś te ciężkie potwarzy, gdy nam to zadają,
Jak byśmy bluźniercami mieli być świętego
Imienia Zbawiciela i Boga naszego.
A to wszytko dlatego, że i przyrodzenie,
I wolnowładne niebem i ziemią rządzenie,
I moc, i mądrość Jego boską Twym być znamy
Darem; w czym z całym Pismem Świętym się zgadzamy.
Stąd ci wszytkie niechęci na nas obalili,
Stąd nas już za niegodnych świata osądzili,
Stąd rozumieją, żeśmy wiecznie potępieni
I tu od miłosierdzia Twego odrzuceni,
Ale my od ich sądu do sprawiedliwego
Apelujemy, Boże, trybunału Twego.
Tobie, który najgłębsze przenikasz skrytości,
Najlepiej jawno, w jakiej mamy uczciwości
Tego, który postaci Twej wyobrażeniem
Był zawsze, który wiecznym szafuje zbawieniem,
Który ma klucze piekła i śmierci, z którego
Rąk świętych wyglądamy zbawienia wiecznego.
I tegoż bluźnić mamy? O, zachowaj, Panie,
Tej złości i ślepoty i odwróć skaranie
Tym opacznym umysłem, żebyśmy koniecznie
I tu trapieni mieli być, i zginąć wiecznie.
A godni byśmy tego, gdybyśmy się mieli
Na tego targnąć, który w krwie świętej kąpieli
Omył nas z nieprawości, który nasze winy
Śmiercią niewinną zgładził, abyśmy z krainy
I z cienia wiecznej śmierci byli wyzwoleni
I na wolności synów Twoich postawieni.
Który choć połyskaniem był Twej wiecznej chwały,
Choć przed Nim niebo, ziemia i przepaści drżały,
Dla cudownej narodu ludzkiego miłości
Niepojęte rozumem ponosił ciężkości.
Pan nieba, ziemie nie miał gdzie skłonić swej głowy;
Syn Boży Belzebubem bluźnierskimi słowy
Był zwany, biczowany, uplwany, cierniową
Koroną poraniony, okrutną krzyżową
Śmiercią zamordowany. To my, niewolnicy,
Wiedząc, co z Panem naszym robili grzesznicy,
Wiedząc przestrogi Jego, że i nam potrzeba
Piąć się przez niezliczone uciski do nieba,
Że trzeba krzyż Jego wziąć, krwawych naśladować
Stóp Jego temu, kto z Nim chce wiecznie królować.
Lepszego niż On wczasu spodziewać się mamy?
Czemu raczej ucisków tych nie poczytamy
Za szczęście i wesele, wiedząc, że przeminie
Niebo i ziemia, a nam zapłata nie zginie;
Kiedy grunt prawdy mamy, na którym stoimy,
Gdy wiemy, komu mocną nadzieję wierzymy.
Prawda, żeśmy krew, ciało, a wielkie przykłady
Mamy w Panu i w świętych Jego, gdy zakłady
Męczenniczych widzieli koron, że zemdlone
Duchy ich aż od Ciebie były posilone,
Tęsknili sobie w biedach, czasem uchodzili
Przed nimi i od Ciebie zachowani byli.
A zachowajże i nas, nieśmiertelny Boże!
Boć już ledwo ułomność nasza zdołać może
Tak wielkim nawałnościom, niechaj nie toniemy
W sądach Twych, niech przyczyną ludziom nie będziemy,
Żeby w lichych osobach naszych Twojej mieli
Prawdzie urągać, gdyby upad nasz widzieli.
Nam hańba i zelżywość, ale najświętszemu
Niech cześć i chwała będzie imieniowi Twemu.
Wierzymy, Panie, a Ty zmocni nasze wiarę,
A cokolwiek cierpimy za wdzięczną ofiarę
Przyjąwszy, w on dzień Syna Twego ostateczny
Daj tu z Nim uciśnionym dział otrzymać wieczny.
Kędy nasza ojczyzna, skąd się już wygnania
Więcej nie bać będziemy, gdyż wiele mieszkania
Zbawiciel nam gotuje i tamże rzewliwie
Łzy z oczu naszych zetrze, a wiecznie szczęśliwie
Wierne swoje do żywych źrzódeł zaprowadzi,
Które ze wszytkich granic do siebie zgromadzi.
Przydźże, przydź. Panie Jezu, przydź bez omieszkania!
Ciebie-ć i w późne chwile, i w pierwszy zarania
Głowy nasze podnosząc. Ciebie wyglądamy,
Z radością wybawienia Twojego czekamy.
Usłysz krzyk sierot Twoich, usłysz płacz rzewliwy.
Ciężka krzywda, o Boże! Ty na Twojej ziemi
Wszytkich cierpisz, Twe słońce promieńmi jasnemi
Złych i dobrych oświeca. Twój deszcz kropi ziemię
Złych i dobrych pospołu, a tu ludzkie plemię,
Samo na się zajadłe, ciężko następuje
Na swych bliźnich i z Twojej ziemie ich ruguje,
Którąś przestroną stworzył, a my nie możemy
W niej żyć, choć że i dla nas stworzona jest, wiemy.
Ty zdawszy rządy królom, wolnowładny Panie,
Nad sercem i sumnieniem ludzkim panowanie
Sameś sobie zostawił, aleć się wdzierają
W Twe prawa i gwałtem je ludzie odbierają.
Zawsześmy-ć, o nasz Boże, żyli w uciśnieniu
K woli Twej prawdzie, k woli dobremu sumnieniu,
Zawsze ludzie na Twoje wyroki nie dbali,
Srodze biedne sieroty Twe prześladowali.
Lecz gdy teraz wzruszone prawie nawałności
Kłopotów, trosk, ucisków, nieznośnych ciężkości
Na niezdolne ramiona nasze się zwaliły
I do samej nas prawie ziemie przytłoczyły,
Pragnie duch nasz, ściśniony skrzydeł gołębice,
Żeby gdzie za ostatnie zalecieć granice
Okręgu świata abo żeby morskie wały
Na odległą od ludzi wyspę nas zagnały;
Choćby tam w nędzy, w głodzie, byle żyć w pokoju
I odpocząć też sobie po tak srogim boju;
Widzieć miłe braterstwo do kupy zebrane,
Po różnych świata tego kątach rozegnane.
Widziałeś, o nasz Boże, jako nam z ojczyzną
Ciężko się było żegnać, z ona ziemią żyzną,
Z krewnymi, z przyjacioły, z sąsiady dobrymi.
Ciężko się było rozstać z domkami własnymi,
Których nas okrucieństwo ludzkie pozbawiło
I na gorzkie tułactwo nędznych wyprawiło.
Drudzy zaś z nich uszedszy przed nieprzyjacioły,
Nie powróciwszy jeszcze na swoje popioły,
Z wygnaństwa na wygnaństwo poszli utrapieni,
Ze wszytkiego ubóstwa cale obnażeni.
A teraz w wioskach naszych rozciąga się drugi,
W nagrodzie za wojenne wziąwszy je zasługi,
Gdzie jako wilk drapieżny cudzym łupem tyje,
Łzy niezbożnik sieroce i krew szczyrą pije.
Insi zaś nas zdradziwszy, cośmy im dufali
I ustępując dobra nasze zapisali,
W nich się jako w własnościach swych rozpościerają,
A nam, z daleka patrząc, aż się serca krają,
W tułactwie, w nędzy, w głodzie i prawie w nagości
Ledwie już wytrzymane ponosząc ciężkości.
To Ty, o Boże, widzisz, Twoje płomieniste
Oko wszytko przegląda; widzisz oczewiste
Skrzywdzenie nasze, słyszysz głos, którym do Ciebie
Krzywda woła, o Sędzio mieszkający w niebie!
Widzisz, jako się ludzka złość wzmogła na ziemi,
Sprawiedliwość wygnana, a przecie Twojemi
Sądami nie nacierasz, o dziwna litości!
O, niepojęta ludzką myślą cierpliwości,
Jakiej z nami zażywasz! Zamknąłeś w prawicy
Twojej groźne pioruny, lecz hardzi złośnicy,
Gorsi z Twej folgi, wodze zlościom wyrzucają;
Twoje, o wieczny Stwórco, pomstę wyzywają,
Tak żeby już ułomność nasza zabłądziła
W myśli jakie wątpliwe, gdyby nie budziła
Coraz ufność ku Tobie mocnej w nas nadzieje,
Którą stwierdź sam, o Boże, niechaj się nie chwieje!
Mocną gruntowną wiarą niech temu dufamy,
Że chociaż tu wszytkiego o raz postradamy,
Chociaż nam i sam żywot weźmie ludzka siła,
Byle dusza na wieki zachowana była.
W przyście Syna Twojego, a jakież nagrody
Weźmiemy z ręki Jego za doczesne szkody,
Których z ciężarem chwały zrównane lekkości
Są jak moment do onej bez końca wieczności.
A lubo tak ojczyzna na nas niełaskawa
I ci, którzy sadzenia nas nie mieli prawa,
Bo im go z rak cni naszy przodkowie wyjęli
I srodze wiarą, cnotą, sumnieniem zaklęli,
Żeby tych świętych związków nigdy nie targali,
Które coraz przysięgą królowie stwierdzali,
Nic my im jednak za to nie życzymy złego,
I owszem, do świętego majestatu Twego
Modlimy się za nimi, będąc tej nadzieje,
Że po tej burzy jeszcze dobry wiatr zawieje
I że odmianę weźmie wyrok na nas srogi,
A my jeszcze ojczyste oglądamy progi.
Odpuść[że] i tym, Boże, którzy, chociaż sami
Na tej łódce gdzie indziej pływają też z nami,
Gdyśmy się na tym morzu burzliwym rozbili
I tego najbliższego brzegu uchwycili,
Znowu przeciwko ludziom wrodzonej litości
W też nas nazad wrzucają gwałtem nawałności,
Nie pozwalają ludziom chodzić po Twej ziemi.
Nie taka srogość między zwierzęty dzikiemi,
Jakiej my doznawamy, którzyśmy bogatą
Krwie świętej Chrystusowej kupieni zapłatą.
Ty, Boże, wiesz najlepiej, żeśmy nie zgrzeszyli
Nic przeciwko Twej ziemi, aleśmy życzyli
Wszytkiego jej dobrego. Słyszysz, wieczny Panie,
I teraz dzienne za nią i nocne wzdychanie,
Żeśmy też tu ostatki dóbr naszych strawili,
Żadnejeśmy im krzywdy tym nie uczynili,
Owszem, sami częstokroć będąc uszkodzeni
I od wielu mniej bacznych widomie skrzywdzeni,
Cierpliwieśmy przykrości wszytkie ponosili
I, żeśmy przychodniami, na tośmy pomnieli.
Ty-ć sam tułactwa nasze masz porachowane,
W Twe wiaderko wszytkie łzy nasze pozbierane;
Ty, badaczu serc ludzkich, wiesz, jak przenikają
Wskroś te ciężkie potwarzy, gdy nam to zadają,
Jak byśmy bluźniercami mieli być świętego
Imienia Zbawiciela i Boga naszego.
A to wszytko dlatego, że i przyrodzenie,
I wolnowładne niebem i ziemią rządzenie,
I moc, i mądrość Jego boską Twym być znamy
Darem; w czym z całym Pismem Świętym się zgadzamy.
Stąd ci wszytkie niechęci na nas obalili,
Stąd nas już za niegodnych świata osądzili,
Stąd rozumieją, żeśmy wiecznie potępieni
I tu od miłosierdzia Twego odrzuceni,
Ale my od ich sądu do sprawiedliwego
Apelujemy, Boże, trybunału Twego.
Tobie, który najgłębsze przenikasz skrytości,
Najlepiej jawno, w jakiej mamy uczciwości
Tego, który postaci Twej wyobrażeniem
Był zawsze, który wiecznym szafuje zbawieniem,
Który ma klucze piekła i śmierci, z którego
Rąk świętych wyglądamy zbawienia wiecznego.
I tegoż bluźnić mamy? O, zachowaj, Panie,
Tej złości i ślepoty i odwróć skaranie
Tym opacznym umysłem, żebyśmy koniecznie
I tu trapieni mieli być, i zginąć wiecznie.
A godni byśmy tego, gdybyśmy się mieli
Na tego targnąć, który w krwie świętej kąpieli
Omył nas z nieprawości, który nasze winy
Śmiercią niewinną zgładził, abyśmy z krainy
I z cienia wiecznej śmierci byli wyzwoleni
I na wolności synów Twoich postawieni.
Który choć połyskaniem był Twej wiecznej chwały,
Choć przed Nim niebo, ziemia i przepaści drżały,
Dla cudownej narodu ludzkiego miłości
Niepojęte rozumem ponosił ciężkości.
Pan nieba, ziemie nie miał gdzie skłonić swej głowy;
Syn Boży Belzebubem bluźnierskimi słowy
Był zwany, biczowany, uplwany, cierniową
Koroną poraniony, okrutną krzyżową
Śmiercią zamordowany. To my, niewolnicy,
Wiedząc, co z Panem naszym robili grzesznicy,
Wiedząc przestrogi Jego, że i nam potrzeba
Piąć się przez niezliczone uciski do nieba,
Że trzeba krzyż Jego wziąć, krwawych naśladować
Stóp Jego temu, kto z Nim chce wiecznie królować.
Lepszego niż On wczasu spodziewać się mamy?
Czemu raczej ucisków tych nie poczytamy
Za szczęście i wesele, wiedząc, że przeminie
Niebo i ziemia, a nam zapłata nie zginie;
Kiedy grunt prawdy mamy, na którym stoimy,
Gdy wiemy, komu mocną nadzieję wierzymy.
Prawda, żeśmy krew, ciało, a wielkie przykłady
Mamy w Panu i w świętych Jego, gdy zakłady
Męczenniczych widzieli koron, że zemdlone
Duchy ich aż od Ciebie były posilone,
Tęsknili sobie w biedach, czasem uchodzili
Przed nimi i od Ciebie zachowani byli.
A zachowajże i nas, nieśmiertelny Boże!
Boć już ledwo ułomność nasza zdołać może
Tak wielkim nawałnościom, niechaj nie toniemy
W sądach Twych, niech przyczyną ludziom nie będziemy,
Żeby w lichych osobach naszych Twojej mieli
Prawdzie urągać, gdyby upad nasz widzieli.
Nam hańba i zelżywość, ale najświętszemu
Niech cześć i chwała będzie imieniowi Twemu.
Wierzymy, Panie, a Ty zmocni nasze wiarę,
A cokolwiek cierpimy za wdzięczną ofiarę
Przyjąwszy, w on dzień Syna Twego ostateczny
Daj tu z Nim uciśnionym dział otrzymać wieczny.
Kędy nasza ojczyzna, skąd się już wygnania
Więcej nie bać będziemy, gdyż wiele mieszkania
Zbawiciel nam gotuje i tamże rzewliwie
Łzy z oczu naszych zetrze, a wiecznie szczęśliwie
Wierne swoje do żywych źrzódeł zaprowadzi,
Które ze wszytkich granic do siebie zgromadzi.
Przydźże, przydź. Panie Jezu, przydź bez omieszkania!
Ciebie-ć i w późne chwile, i w pierwszy zarania
Głowy nasze podnosząc. Ciebie wyglądamy,
Z radością wybawienia Twojego czekamy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz